Walentynkowe (i nie tylko) refleksje

Wczoraj był 14 lutego. Głównych patronów tego dnia, i Europy jednocześnie, świętych Cyryla i Metodego przyćmił św. Walenty. I może nic dziwnego, bo żył wcześniej i jakoś tak lepiej się kojarzy – tzn. odpowiada za bardziej bliską ludzkim sercom dziedzinę. Mało kto wie, że dawniej ten właśnie święty był przede wszystkim patronem chorych i ma na swoim koncie liczne uzdrowienia. Jeszcze mniej ludzi wie, że w kraśnickim kościele WNMP znajdował się obraz (obecnie przeniesiony na plebanię) świętego Walentego, do którego odbywały się liczne pielgrzymki z bliższych i dalszych stron. Obecnie ten święty jest patronem zakochanych, a obserwując media i witryny sklepowe można by sądzić, że szczególnie upodobał sobie miłość w postaci tandetnych gadżetów w kształcie serca.
Dla mnie jednak 14 lutego oprócz wymiaru kościelnego ma również inny. Tego dnia w 1942 roku powstała Armia Krajowa. Organizacja szczególnie bliska mojemu sercu. Nie zamierzam się tutaj rozwodzić nad jej dziejami, znaczeniem, dokonywać bilansu działalności itp. Chcę tylko nawiązać do pewnej teczki, którą miałem możliwość przejrzeć w czasie mojego urlopu w Archiwum. Materiały w niej zgromadzone dotyczyły podań o pomoc materialną, które do władz wojewódzkich, a niekiedy i wyższych, składali byli Powstańcy Styczniowi i ich krewni. Z terenu naszego powiatu natrafiłem na jedną sprawę. Niektóre ze złożonych wniosków rodzą podejrzenie, ze pisali je zwykli naciągacze (i te były często rozpatrywane odmownie). Uderzyło mnie w tych aktach zupełnie co innego – sposób w jaki wyrażano się o uczestnikach walki o niepodległość, w jak by nie było urzędowych pismach. Nikt nie kwestionował faktu, że są to bohaterowie, a dokonane czyny kwalifikują ich do zajmowania honorowej pozycji w społeczeństwie.
Lata, w których powstawała dokumentacja ze wspomnianej wyżej teczki, to również okres mniej lub bardziej beztroskiego dzieciństwa ludzi, którzy później zostaną nazwani pokoleniem Kolumbów i zapiszą najwspanialsze karty w historii Armii Krajowej. W przeciwieństwie do akt zapiszą je nie piórami i ołówkami, ale własną krwią i poświęceniem. To czym tchną przeglądane przeze mnie dokumenty musiało być szeroko rozpowszechnione w społeczeństwie i kształtować tych młodych ludzi. Jak jest dzisiaj? Nie muszę chyba pisać. Ale daleki jestem od narzekania, bo dzięki niemu to tylko włosów na głowie ubywa.
Ale tak sobie myślę w to niedzielne popołudnie: może by tak zakołatać do świętego Walentego i poprosić go, żeby porzucił plastikowe serduszka i inne tkliwe gadżeciki a przypomniał ludziom wartość prawdziwej Miłości, którą ja zawsze będę pisać z dużej litery, a która może odnosić się i do ukochanej osoby, i do Ojczyzny, i do kogo jeszcze chcecie.

Dodaj komentarz