Wypędzanie upiorów „politycznej poprawności”

Do tych, co mają tak za tak – nie za nie,

Bez światło-cienia…

Tęskno mi, Panie…

C.K. Norwid, Moja piosnka

Są tematy, których lepiej nie ruszać. Więcej. Najlepiej udawać, że ich w ogóle nie ma. I nawet w najbardziej wydumanych, czy spiskowych fantazjach się nie pojawiają. Jednym z nich jest tzw. „poprawność polityczna”. Można ją definiować na różne sposoby. Pisząc najkrócej. Często bardziej opłacalne jest wmawianie, że czarne jest białe i odwrotnie.

Uroczystość Wszystkich Świętych musi skłaniać człowieka wierzącego do pytań o to, co on robi, żeby kiedyś było to i jego święto. Jak się to ma do tego, co napisałem powyżej? Święci i błogosławieni, to ludzie, którzy uciekają wszelakim schematom i szablonom. To indywidualności, które wbrew światu, opiniom innych, zwłaszcza „pobożnych i wpływowych niewiast” są wierne sobie i podjętemu wyborowi wierności Najwyższemu.

Fałsz i obłuda na świecie istniały zawsze. Teraz wymaga się od nas jeszcze tego, że gdy na nas plują, to trzeba mówić, że deszcz pada, cieszyć się z tego i z uwielbieniem dziękować za łaskę. Jesteśmy jak człowiek prowadzony na rewolucyjną gilotynę, który cieszy się ze swej śmierci i dziękuje oprawcom, że może zginąć w imię oświecenia i postępu. Rewolucje pochłonęły miliony ofiar. Dzisiaj kolejni „zbawcy świata” chcą kolejnych milionów. Ale już nie chodzi o ludzkie życie. Chodzi o coś bardziej cennego. O nasze człowieczeństwo.

Dlaczego kiedy tylko zaczyna się publicznie mówić Bogu zaraz podnoszą się głosy o świeckości państwa, o pchaniu się Kościoła do polityki i inne bzdury. Przykazanie miłości Boga i bliźniego zostało wyparte przez nowe przykazanie celebryckich pseudoelit – przykazanie tolerancji, które sprawia, że wierzący człowiek mieszkający wśród wierzącej większości zaczyna czuć się jak zaszczute zwierze. Tak wierzący stanowią większość, ale są zdominowani przez grupkę krzykaczy. Knebluje się nam usta, uczy nowomowy. Dusimy się, zamieramy, ale boimy się krzyczeć, bo zaraz pojawią się oskarżenia o nietolerancję. Wiarę nazwie się fanatyzmem, patriotyzm faszyzmem, a zdrowy rozsądek szaleństwem prowincyjnej ciemnoty, ciemnogrodu tkwiącego w średniowieczu.

Każdego człowieka należy szanować, nie należy go krzywdzić, dyskryminować, prześladować. To nie jest wymysł jakiegoś „kapłana tolerancji”. Tą naukę zostawił nam sam Chrystus. Co więcej! On nie tylko mówił. On to udowodnił konkretnym czynem. I teraz narzędzie, które posłużyło do tego czynu jest opluwane i znieważane właśnie przez tych, którzy głoszą miłość. Jak to pogodzić ze sobą? To nie na mój mały rozumek, ale coś mi się zdaje, że ktoś tu brnie coraz mocniej w ciemny zaułek.

Tak bardzo chciałoby się teraz odprawić dziady, wychwycić wszystkie upiory, także te nazywane „poprawnością polityczną” i dobrze zamknąć. Wiem, że to niemożliwe. Ale czy to znaczy, że mamy się poddać i nie walczyć? Nigdy. I jak w każdej walce ktoś w końcu zwyciężyć musi!