Ci co polegli pójdą w bohatery…

Ci co polegli pójdą w bohatery/Ci co przeżyją pójdą w generały… śpiewał Jacek Kaczmarski. Dzisiaj cytat utrzymany w podobnym duchu:

Giną najlepsi, najwięksi patrioci, najbardziej skłonni do czynów bohaterskich – przeżywają cwaniacy, dekownicy i obdzieracze trupów.

Rafał A. Ziemkiewicz, Do utraty sił, w: „Historia Do Rzeczy” Nr 2/2014, s. 82.

Jest w tym zdaniu pewne uogólnienie. Ale myśl trafna. Wystarczy tylko sięgnąć do naszych dziejów, historii Narodu, który do wroga strzela brylantami. Ilu wspaniałych ludzi, którzy żyjąc mogliby oddać Ojczyźnie nieocenione usługi zginęło, zgniło w więzieniu, albo jedząc emigracyjny chleb oddawało swoje talenty innym krajom i narodom.

Czy zatem podjęli złą decyzję, czy ich walka, śmierć, przegrana nie miały najmniejszego sensu? Niech każdy odpowie sobie sam…

Wracamy :)

Minął prawie rok od zamieszczenia na tym blogu ostatniego wpisu. Długo wahałem się, czy wracać do tej formy i do starej nazwy. Może prościej byłoby stworzyć coś nowego. Kiedy zaczynałem pisać w grudniu 2008 roku koncepcja była inna, a nazwa wynikała z moich aktualnych obowiązków. Stwierdziłem jednak, że nie mogę odciąć się od kilku lat pisania (zwłaszcza, że poglądy wyrażane we wpisach są wciąż aktualne). Dalej też w czołówce moich zainteresowań jest historia regionalna (teraźniejszość i przyszłość zresztą też).  Dlatego wracam do pisania, a do lektury pierwszego wpisu zapraszam w piątek 17  stycznia. W celu łatwiejszego poruszania się zarchiwizowałem kilkadziesiąt starych wpisów, które straciły swoją aktualność (są to głównie zaproszenia na różne wydarzenia). Rok temu zapowiadałem również zmiany na mojej stronie. Mimo, że jeszcze jest ona dostępna w starej wersji nie był to czas stracony. Przygotowane materiały już wkrótce będą dostępne w nowej odsłonie.

Serdecznie zapraszam do jak najczęstszego odwiedzania tego bloga. A teraz proszę przyjąć ode mnie jak najserdeczniejsze życzenia spokojnych Świąt Bożego Narodzenia!

Mędrcy na pustyni

Warto czasem stanąć obok i popatrzeć. Dzisiaj ulicami Kraśnika przeszedł Orszak Trzech Króli. W naszym mieście odbył się po raz pierwszy i uważam, że był bardzo udany. Owszem miałem wrażenie, potwierdzone później w rozmowie z kilkoma osobami, że dała się wyczuć pewna nieśmiałość w śpiewaniu kolęd. Chyba wolimy być widzami i oglądać wyreżyserowane wcześniej scenki niż sami dać się porwać i jeszcze bardziej czynnie włączyć. Ale im bardziej ubywało drogi, tym bardziej czuło się, że śpiew potężniał.

Warto czasem stanąć obok i popatrzeć.  Kiedy orszak dotarł na Rynek spotkał się tam z ludźmi wychodzącymi z kościoła parafialnego  z Mszy o godz. 12. Wiele osób przyłączyło się do wspólnego kolędowania. Ale byli też tacy, którzy przechodzili i z dużą obojętnością wsiadali do samochodów patrząc, jak najszybciej opuścić to zatłoczone miejsce z utrudnieniami w ruchu. U jednego z kierowców dostrzegłem wręcz wyraźną wściekłość, że ktoś mu tu blokuje wyjazd, a tam pewnie w domu rosół stygnie i telewizor tęskni.

Warto czasem stanąć obok i popatrzeć. Można wtedy dojść do ciekawych wniosków. Trzej Królowie, jak ich nazwała nasza tradycja, wędrując w poszukiwaniu Dzieciątka przemierzali zapewne obszary pustynne lub górzyste. Te tereny tchną pustką. Często są nieprzyjazne. Możemy tam z trudnością dostrzec ślady życia. I to tylko takiego nastawionego na przeżycie, bez rozwoju i wzrastania. Dzisiaj czułem się jakbym dotykał dwóch światów. Wędrującego, poszukującego, który nie patrząc na mróz szedł z radością i nadzieją oraz pustynnego. Dopowiedzcie sobie sami, kto jest tytułowymi mędrcami, a kto pustynią…

Recepta na zwycięstwo

O zwycięstwie nie decyduje siła militarna, lecz potęga ducha.

Grzegorz Górny,  „W Sieci”, Nr 4/2012

Rok pełen zmian

W ostatnim dniu mijającego roku zasiadam przed klawiaturą komputera, aby zrobić rzecz od dawna zarzuconą – umieścić nowy wpis na moim starym blogu. Rok 2012 był pod wieloma względami dla mnie przełomowy i obfitujący w wydarzenia. Skorzystam zatem z okazji i spróbuję dokonać krótkiego podsumowania.  Najpierw kilka słów na temat bloga i strony internetowej. Mimo szumnych zapowiedzi sprzed wielu miesięcy nie wydarzyło się tu nic. Przyczyną nie jest brak czasu (chociaż przyznaję, że nie miałem go w nadmiarze). Pierwszy powód to po prostu wypalenie. Są takie momenty, że człowiek czasami musi sobie dać z z pewnymi sprawami spokój, chwilowo lub na zawsze. Zamieszczanie kolejnych wpisów tylko „na sztukę” mija się z celem. Piszę tego bloga dla przyjemności, a nie „na wagę”. W ostatnim roku ciężko mi było sklecić parę sensownych zdań. Natomiast teraz czuję bardzo dużą potrzebę pisania. Drugim powodem jest refleksja, że trzeba od nowa przemyśleć formę i treść strony oraz bloga. Kilkakrotnie korciło mnie, żeby siąść i coś napisać. Ale stwierdziłem, że czekam do końca roku, dopracowuje wszystko, żeby znowu nie składać szumnych obietnic, później nie zrealizowanych (za co wszystkich, a szczególnie tych „wytykających” mi to, przepraszam).

Co wymyśliłem, to pokaże przyszłość. Nadmienię tylko, że moje internetowe twory odzwierciedlają w dużym stopniu moje życie i moje przemyślenia. Resztę dopowiedzcie sobie sami. A teraz przejdę do krótkiego podsumowania.

Rok 2012 zapowiadał się dla mnie, jako rok bez stabilizacji. Ale stwierdziłem, że czasem warto w życiu zaryzykować zmiany, nawet bardzo radykalne. Po ponad sześciu latach odszedłem z Biblioteki. Jednak cały czas pracowałem dla Kraśnika. Dużo doświadczeń, ale i przemyśleń (nieraz gorzkich) dało mi zaangażowanie w charakterze animatora w projekcie Decydujmy razem.  Z wielkim trudem udało nam się wypracować Plan dla kraśnickiej kultury. W styczniu dokument trafi pod obrady kraśnickich rajców, a ja pozostanę bogatszy  o nowe doświadczenia i ciekawe znajomości. Pisałem już wcześniej o działaniach, które podjąłem w odpowiedzi na propozycję Burmistrza Włodarczyka. Tych kilka miesięcy było dla mnie bardzo cennych, a współpraca mimo rozwiązania umowy będzie trwała dalej.

Jednak najwięcej doświadczeń przynosi mi dwie działalności, z którymi wchodzę w 2013 rok. Jedną z nich sam zaplanowałem. Odchodząc z Biblioteki postanowiłem zrealizować pomysł, który już dawno za mną chodził i założyć własną firmę.  Dokonałem tego w marcu i zacząłem przygotowania do otworzenia lokalu i rozkręcania interesu. Pewnie nieraz będę wracał do zdobywanych doświadczeń prywatnego przedsiębiorcy. Ale z perspektywy mijającego roku muszę stwierdzić, że była to dobra decyzja. Drugiej z działalności nie planowałem. Jeszcze na V roku studiów starałem się o pracę w kraśnickim Oddziale Archiwum Państwowego. Nie było mi wtedy dane zrealizować tego zamierzenia.  Później zarzuciłem myśl o pracy w tej instytucji, choć przez kilka lat współpracowałem z nią przy różnych inicjatywach.  I nagle okazało się, że jest szansa, aby wrócić do miejsca studenckich praktyk i tylu udanych akcji.  Po intensywnym namyśle postanowiłem spróbować. I tak oto już pół roku mija, gdy wykonuję zaszczytną misję archiwisty i wdrażam się w kierowanie kraśnickim Oddziałem. Nowe miejsca, nowi ludzie, nowe doświadczenia. Czy nowy „ja”? To się okaże.

Zakończę podsumowanie minionego roku krótkim zdaniem. Miałem napisać trochę dowcipnie, że jest ryzyko, jest zabawa. Ale stwierdziłem, że właściwszym będzie Wypłyń na głębię! Grunt to zaufać i z optymizmem (choć nieraz ciężko – przyznaję) patrzeć w przyszłość. I tych dwóch rzeczy: zaufania i optymizmu życzę sobie i Wam w 2013 roku.

Niezmienna prawda o nas Polakach

…ogół u nas kocha Ojczyznę i dowodzi tego, krew za nią przelewając, a żyje, jakby jej nienawidził.

Marcelina z Kotowiczów Darowska (1827-1911)

Jak można spędzić niedzielne popołudnie w Kraśniku?

Ostatnia niedziela, kraśnicki Rynek w samym środku upalnego południa.  Spaceruję czekając na szczególnych gości.  Po raz pierwszy do Polski przylecieli z USA państwo G. Ojciec pana G. był jednym z nielicznych uratowanych od zagłady żydowskich mieszkańców przedwojennego Kraśnika. Zanim po II wojnie światowej trafił do Stanów był świadkiem życia w kraśnickim getcie oraz w obozie na Budzyniu. Osobiście musiał odprowadzić rodziców i wujka na kraśnicki Kirkut, wykopać im grób, patrzeć na ich egzekucję (myśląc, że sam za chwilę podzieli ich los), następnie zasypać ciała. Po wojnie długo milczał. Dopiero podróż do Kraśnika po wielu latach trochę go otworzyła. Ale do końca życia nie chciał powiedzieć, czy podczas tego powrotu do miasta lat dziecięcych odwiedził mogiłę rodziców.

Zdarzyło mi się oprowadzić już wiele grup i osób. Ale nie sądziłem, że to będzie zwiedzanie miasta tak szczególne. Moi goście okazali się bardzo miłymi (i cierpliwymi wobec mojego gadulstwa 🙂 ) ludźmi. Podobnie, jak i ich opiekun w naszym Kraju pan Michał. Dość długo spacerowaliśmy po starej części Kraśnika. Jedne miejsca podobały im się bardziej, inne wzbudzały dużo mniejszy zachwyt.  Osobiście zrobiło mi się bardzo ciepło na sercu, gdy przekraczając próg Kościoła Ducha Świętego usłyszałem słowa autentycznego zachwytu. A później zdanie, że w Krakowie zwiedzili kilkanaście kościołów, ale żaden nie wywarł na nich takiego wrażenia. Na zakończenie odwiedziliśmy też Kraśnik Fabryczny.

Jednak największym przeżyciem była wizyta na kraśnickim Kirkucie. Kiedy stanęliśmy przy pomniku wzniesionym na miejscu zbiorowej mogiły, gdzie też Niemcy dokonywali egzekucji (nie tylko na ludności żydowskiej) zapanowała cisza. Byłem tam wiele razy, ale teraz znając historię przytoczoną na początku wiedziałem, że zwłaszcza dla stojącego obok mnie wnuka tu rozstrzelanych to szczególna chwila. I pomyślałem, jakie mam szczęście mogąc odwiedzać groby swoich bliskich. Takie chwile, jak ta na Kirkucie zostają w człowieku do końca życia.

I teraz będzie mniej miło i sentymentalnie. Bo Kraśnik to nie tylko powroty do świata, którego już nie ma. I słabo poznane urokliwe zakątki, czy ciekawe zabytki. To także twarda rzeczywistość, z którą muszą się zmierzyć mieszkańcy, ale i w nieco inny sposób osoby odwiedzające to miasto. Wiele osób tu przyjeżdża, lub tylko przejeżdża. Chcąc coś zobaczyć, czegoś się dowiedzieć natrafia na trudności. Ja napiszę tylko o kilku. Liczę na głosy w komentarzach.  Pierwszy problem to przewodniki. Urząd Miasta wydał w ostatnim czasie sensownie przygotowaną publikację z planem miasta i podstawowymi informacjami. Ale co z osobami nie mówiącymi po Polsku? Co z miejscami mniej znanymi, a wartymi odwiedzenia? A jeżeli jestem tylko przejazdem i zaintrygował mnie jakiś zabytek, zatrzymuję się i chcę się czegoś dowiedzieć niekoniecznie mając czas na szukanie po sklepach przewodnika? Dobrą praktyką jest ustawianie w takich miejscach tablic z informacją w kilku językach. Wiem, że coś w najbliższym czasie ma się w tym zakresie zmienić na lepsze. Oby…

Drugi problem to toalety. Publiczna na ul. Olejnej nieczynna. Brak nawet informacji kiedy jest czynna. W niewielkim stopniu sytuację na starym mieście ratują toalety przy kościołach. Ale nie każdy ma wystarczająco wytrwałości by je odnaleźć. Brakuje również miejsca, gdzie można usiąść, wypić szklankę soku (mieszkańcy zagłębia malinowego! 🙂  🙂  🙂 – gdzie w stolicy tego zagłębia mogę się napić soku z naszych malin, czy skosztować innych produktów regionalnych, które przecież mamy?). Jedynie lodziarnia Gajewskich przy ul. Kościuszki ratuje nieco honor (proszę nie traktować tego jako reklamę, po prostu stwierdzam fakt potwierdzony chociażby przez moich gości, którzy byli zachwyceni tamtejszymi lodami). Jak jeszcze napiszę, że jakby ktoś chciał kupić jakąkolwiek pamiątkę, jakiś gadżet, który przypominałby mu Kraśnik, to może sobie tylko pomarzyć, to pewnie zaraz podniosą się głosy, że się czepiam i za dużo bym chciał.

I teraz łamigłówka. Można się wypowiedzieć w komentarzach, lub sondzie poniżej. Czy Państwa zdaniem słabe przygotowanie bazy turystycznej w Kraśniku wynika ze zbyt małej liczby odwiedzających to miasto, czy też mała liczba turystów wynika ze słabej bazy i niedostatecznej promocji?

I jeszcze jedna uwaga odnośnie terenu leżącego poza granicami miasta, ale wobec którego nie powinniśmy być obojętni. Kiedy z trudem przedzieraliśmy się polami do Kirkutu, a później chodząc po  nim w trawie po pas spoglądali na rozpadający się pomnik i resztki macew pozarastane pokrzywami i jeżynami przyszły mi na myśl groby na naszych cmentarzach. Często zadbane, nieraz tonące w kwiatach, zniczach i innych ozdobach (niech się nikt nie obraża, ale czasami ten przepych ociera się o kiczowatość). Ale czy ta dbałość o zewnętrzny wygląd nie zabija naszych wewnętrznych więzi ze zmarłymi? Nie mi to oceniać. Każdy powinien indywidualnie spojrzeć w swoje serce. A Kirkutem należy się zająć. W sposób systematyczny, a nie tylko od czasu do czasu zrobić akcję, nagłośnić ją medialnie i spać spokojnie w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku…

Życie zaczyna się po 30-tce :)

Życie  zaczyna się po 30-tce… W każdym bądź razie dla mnie się zaczęło. Oczywiście żyłem i wcześniej przez te 30 lat, momentami nawet dość intensywnie. Ale przyszedł taki czas, kiedy zaszła potrzeba zmian, kiedy pewne rzeczy trzeba było zacząć na nowo. Przez ostatnich kilka miesięcy intensywnie porządkowałem swoje sprawy. I choć jeszcze nie wszystko jest tak, jak należy, to myślę, że dobry koniec jest już coraz bardziej widoczny. Czy będą to porządki tylko na czas jakiś, czy tez na trwale ułożą moje życie przyszłość pokaże.

Wszystko zaczęło się pod koniec tamtego roku, kiedy okazało się, że po 6 latach pracy odejdę z Biblioteki. Przyczyny tego są złożone, ale po czasie mogę stwierdzić, ze nie ma tego złego co na dobre nie wyjdzie. Pojawiały się różne pomysły co dalej. Jedne z nich upadły, inne są realizowane, a niektóre nawet zrealizowane. Nie będę tu rozpisywał się w szczegółach. Napisze tylko, ze jak zwykle na brak zajęć nie narzekam. Oprócz działalności społecznej z dominującym Światowym Związkiem Żołnierzy AK na czele  jest oczywiście praca, aby chleba naszego powszedniego nie brakło. Odchodząc z Biblioteki miałem trochę inne plany. Jedno wiedziałem na pewno, że moja nowa praca musi uwzględniać obowiązki wynikające z działalności społecznej. Naprzeciw tym oczekiwaniom wyszła propozycja, która otrzymałem od Burmistrza Kraśnika pana Mirosława Włodarczyka. I tak od maja odpowiadam za uroczystości o charakterze patriotycznym w mieście, mam na tym polu pobudzać do większej aktywności społeczeństwo, a szczególnie młodzież. Dla tej ostatniej mam również przygotowywać akcje, które będą promowały historię miasta. A wszystko to ma być w atrakcyjnej i ciekawej formie. Z pewnością niejednokrotnie o tym napiszę, ale już teraz zapraszam wszystkich zainteresowanych do współpracy.

No właśnie. Napiszę. W związku ze zmianami, które zachodziły pod znakiem zapytania stanęła dalsza redakcja tego bloga (zaniechałem również dopracowania strony internetowej, co będę teraz naprawiał). Podjąłem decyzję, że blog pozostaje i od tej pory wpisy będą ukazywać się regularnie. Co mnie cieszy, to fakt, że mimo zerowej aktywności w ostatnich miesiącach statystyki odwiedzin aż tak bardzo się nie pogorszyły. To również miało wpływ na decyzję o dalszym pisaniu. Chciałbym, żeby od tej pory i strona www.cybulak.pl, jak i ten blog były nawzajem się uzupełniającymi źródłami informacji o mojej osobie, moich pasjach, jak również o inicjatywach do współpracy w których chciałbym wszystkich zaprosić. A zatem mamy już rozkład jazdy na kolejne 30 lat i do dzieła! 🙂

Kto się waha ten poganin

Proponuję prosty test: najczęściej jak można witajmy się przez próg, najlepiej „na krzyż”, podróż planujmy na trzynastego danego miesiąca, najlepiej w piątek, po uprzednim przegnaniu przez ulicę czarnego kota. Czy ktoś się waha? No to jest neopoganinem.

Franciszek Kucharczak, Konkurencja Pana Boga, „Gość Niedzielny” nr 1 z 8.01.2012 r., s. 35.

I mnie w opiece swej miej…

Noworoczne westchnienie:

Dopóki ziemia kręci się,
dopóki jest tak, czy siak,
Panie, ofiaruj każdemu z nas,
czego mu w życiu brak:
Mędrcowi darować głowę racz,
tchórzowi dać konia chciej.
Sypnij grosza szczęściarzom
i mnie w opiece swej miej.

Dopóki ziemia kręci się,
o Panie, daj nam znak,
Władzy spragnionym uczyń,
by władza im poszła w smak.
Hojnych puść między żebraków,
niech się poczują lżej!
Daj Kainowi skruchę,
i mnie w opiece swej miej.

Ja wiem, że Ty wszystko możesz,
wierzę w Twą moc i gest,
Jak wierzy żołnierz zabity,
że w siódmym niebie jest.
Jak zmysł każdy chłonie z wiarą
Twój ledwie słyszalny głos,
Tak wszyscy wierzymy w Ciebie,
nie wiedząc, co niesie los.

Panie zielonooki spraw,
mój Boże jedyny, spraw,
Dopóki ziemia toczy się,
zdumiona obrotem spraw,
Dopóki czasu i prochu
wciąż jeszcze wystarczy jej,
Daj nam każdemu po trochu,
i mnie w opiece swej miej!

Francois Villon, Modlitwa

« Older entries